12, 24, wreszcie 384, i na koniec trzy razy dwa podniesione do ósmej potęgi".<br><br>Tymczasem Nabokov niezrażony wzywa, byśmy nie przeoczyli rozmiaru, kolorów i stopnia zachmurzenia nieba oraz w jakim momencie jest ono wymienione przez autora, albo nawet pominięte - jak u Dickensa w "Bleak House", który przedstawia Londyn posępny, przygniatający, tonący w błocie i pozbawiony widoku horyzontu - ileż to znaczy ten brak w tej najbardziej mrocznej powieści pisarza zazwyczaj tak pogodnego... Ale Queneau nie ustaje w czepianiu się: "Izydor wyjrzał przez okno. Uderzyła go połączona woń zwiędłego rabarbaru, kociego moczu, zgniłego psiego ogona, stęchłej śmietany..." Ta wyliczanka zapachów ciągnie się przez