kory największą otuchą mnie napawały, że gdzieś tu<br>ojciec musi być, choćbym go miał odnaleźć w moim już tylko<br>niepogodzeniu. Tak przecież lubił sad. Lubił przyjść i popatrzeć, czy<br>mu brzegu z rzeki przybywa. Z tą rzeką latami ząb za ząb się ciął,<br>patykami ją zastawiał, kołkami zabijał, zarzucał kamieniami, toteż<br>każdy kamień znaleziony czy z ziemi wyorany szedł na tę rzekę, stare<br>wiadra wrzucał, a brzeg wierzbiną obsadzał. I cieszył się jak dziecko,<br>gdy mu pasek ziemi przyrósł.<br> Może zresztą domyślał się, że go szukam, i dlatego tak się krył<br>zawile. Może chciał się oderwać od swoich daremnych pragnień, których