w trawach zielonych, wśród dzikich tulipanów. Piołuny jeszcze nie nabrały mocy i pachniał step świeżością i błękitem. Niebo nad nim unosiło się młode, nieraz czyste, aż rozmigotane, nieraz pełne białych obłoczków skąpanych w modrości. Czasem, gdy dłużej zapatrzyć się w dal, zdawało się, że niebo płynie wraz z łagodną muzyką traw.<br>Wiosna, jej Bohu, mówili ludzie ściągając z grzbietów obmierzłe kufajki. I wystawiwszy wychudłe ciała na słońce śledzili trzepot stepowych gołębi. Ciepłe powietrze po sierdzistej zimie było jak dawno zapomniana pieszczota. Chłopcy, którzy mieli po jednej parze walonków, odstawili je na zasłużony odpoczynek i śmigali boso. Latawiec drżał na sznurku wysoko