zmarnowany, to nie będzie do niesienia taki ciężki i jakoś<br>przyniosą.<br> Nie zgodziła się jednakże matka, że we dwóch tyle kilometrów, kiedy z<br>domu na cmentarz niesie się we czterech i co trochę jeszcze się<br>zmieniają, poplączą im się nogi, ręce im zdrętwieją i nie wiedząc kiedy<br>osunie im się trumna z ramion, a nie daj Boże, niech się tak wieko<br>otworzy i ojciec wyleci? I poszła poprosić pana Jaskółę, choć woził<br>akurat węgiel ze stacji od rana do wieczora. Zapewniała, że zapłaci,<br>ile będzie chciał, choć teraz nie ma pieniędzy, ale może coś sprzeda,<br>choć nie bardzo już ma co