jest milicja - wołał przez zamknięte drzwi geodeta.<br> Nie bili się jeszcze, ale temperamenty rosły. "Władza" dość szybko rozsiadła się w salonie, Gawlikowej zlecono podać panom śniadanie. Stara kucharka niechętnie patrzyła na nich spod ściągniętych, groźnie nastroszonych brwi. Nie odpowiadając na grzeczne: "dzień dobry, obywatelce", postawiła tacę, gdzie chcieli, i mocno trzasnęła drzwiami.<br> Pokój w niczym nie przypominał dawnego salonu. W zadeptanej posadzce trudno doszukać się wzoru misternej mozaiki. Pośrodku jama po wyrwanej klepce, wszędzie piasek, kurz, żwir. Ściany odarte z luster i obrazów bielały pustymi prostokątami. Ani jednego mebla. Pośrodku kulawy stół, właściwie stolik do kart. Zielone sukno częściowo wyrwane, przepalone