rolnictwie, także w winiarstwie. Bardzo tam zawsze było niespokojnie, każdy, kto chciał dostać się do Włoch ze wschodu czy północy ("zło przychodzi z północy", powiada się tutaj do dziś), musiał wędrować drogami podgórza, wywołując (Goci, Hunowie, Germanie, Turcy, Austriacy) niemal permanentny stan wojenny. Więc zamek się rozrastał, i choć nierzadkie trzęsienia ziemi potrafiły rozwalić inne mury, on prężniał i obrastał w piękno. I nawet wtedy, gdy Wenecjanie w obawie przed usamodzielnieniem się miast (w tamtych czasach to były dwa, Ceneda i Serravalle) oddzielili władzę świecką od kościelnej, siła prestiżu hrabiego biskupa była tak wielka, że konwertyta żydowski, Lorenzo Da Ponte przybrał z