powietrzu.<br><br>Z wysokości balkonu dachy dwóch blaszanych <br>garaży tworzyły wzniesienie, coś w rodzaju <br>naprędce skleconej estrady, na której spódnice <br>wirują w ludowym tańcu, albo śpiewa biało-granatowy <br>chór; z wysokości balkonu, jak ze specjalnego <br>podwyższenia widać było wszystko: nie domknięte <br>śmietniki, trzepak do ewolucji gimnastycznych, <br>zwłoki szczura, otrutego skrytobójczo serem <br>tylżyckim, koszule Inżyniera wydęte <br>jak żagle podczas parady, a za płotem w tamtym <br>ogrodzie bukiety kwiatów rosnące na klombach, <br>już w gotowych wiązankach, które małe dziewczynki <br>wręczą za chwilę dostojnikom.<br><br>Topole proste jak maszty czekają tylko, żeby <br>zawiesić na nich wielometrowe wstęgi flag, ich <br>wzruszający łopot na wietrze, chociaż dzisiaj <br>nie