technika poruszania się przy ołtarzu, robienie znaku krzyża świętego z lekko odgiętym łokciem, a szczególnie nagłe i przelotne wzmacnianie głosu przy odczytywaniu mszału zaimponowało wszystkim wielce, wzbudzając przekonanie, że ma się tu do czyniena z mistrzem nie lada. Ale na ogół cała impreza raczej zawiodła. Nie, żeby oczekiwano czegoś więcej, tylko że to, czego oczekiwano, nie okazało się w realizacji tak zabawne, jak można było przypuszczać. Jednak sam pokój przemieniony na kaplicę stał się wielką atrakcją i, owszem, nawet światynią, z zupełnie innych powodów. Gdy razu pewnego niepewnie szedłem po korytarzu (chodzenie po korytarzach stawało się dla mnie coraz uciążliwsze, usiłowałem tak