fakt Reynevan, podchodząc. - Jest kłopot, co? <br>- Większy, niźli sądzicie - odrzekła, rozmazując na spoconym czole dziegieć, młoda, rudowłosa i ładna, choć nieco tęgawa kobieta. - Ojko nam pękło. <br>- Ha. Tedy bez kowala ani rusz. <br>- Aj, aj! - złapał się za lisią czapę drugi podróżny, brodaty Żyd w skromnej, lecz zadbanej i bynajmniej nie ubogiej przyodziewie. - Boże Izaaka! Nieszczęście! Biada! Co tedy czynić? <br>- Jechaliście - odgadł Reynevan z kierunku, który wskazywał dyszel - na Strzelin? <br>- Odgadliście, młody panie. <br>- Pomogę wam, a wy mnie w zamian podwieziecie. Ja, widzicie, też w tamtą stronę. A też mam kłopoty... <br>- Nietrudno to wymiarkować - Żyd poruszył brodą, a oczy błysnęły mu chytrze