nic, co mogłoby nie spodobać się towarzyszom. Nie pozostało nam nic innego, jak siedzieć i czekać, aż ogłoszą przerwę, albo ktoś znajomy wyjdzie na papierosa. <br>Pierwszy pojawił się Wowo. Tak nazywali go wszyscy, bo jego pełnego imienia Wenancjusz nikt nie brał jakoś na serio. Niski, czarniawy, dość przystojny i niby uczynny, w komitecie odpowiadał za stosunki z organizacjami młodzieżowymi i z tego tytułu wszyscy mieli go za uczelnianego politruka w większym stopniu, niż trochę malowanego pierwszego sekretarza. Ja nie powinienem nawet zaczynać z nim rozmowy, bo kiedyś miałem z nim ostre starcie na jakimś obozie, gdy wypił trochę i zebrało mu