wyrażała obrazkowa modlitwa. Na palcu nosił gruby złoty sygnet, podarunek żony. Trudno byłoby go zaliczyć do biednych.<br>- Kriszan, twoja żona rodzi?<br>Podniósł twarz trójkątną, ukazał spod wąsów drobne, kocie zęby w uśmiechu podobnym do grymasu.<br>- Zostaw, sab, ona tak rodzi co miesiąc... Krew z niej zepsuta nie chce zejść i uderza do głowy. Ona ma guz, ale jakby go wyciąć, nie będzie mogła już rodzić, to na co mi taka żona?<br>- Kriszan, ona się męczy.<br>- A ja nie? Już drugi dzień nie daje chwili odetchnąć... Niech już zemrze, albo niech wyzdrowieje... A tak to tylko zawada, ani do życia, ani do