pełni oburzenia.<br>- Nie tłucz kolacji, Dominiko - powiedziała spokojnie <br>mama.<br>Dominika odzyskiwała pomału głos.<br>- Nie mogę nic pojąć - rozżaliła się <br>zająkliwie. - Żadnej aluzji. Skąd wiesz? Kto ci <br>mówił? Widziałaś babkę? Mów, błagam, bo <br>zwariuję! No, mama!<br>Dominika rzuca się z krzesła z desperacją, ściąga <br>ręką serwetę, talerz odrywa się od nieco udobruchanej, <br>teraz na nowo obrażonej jego gwałtownością, cukiernicy <br>i obydwoje - Dominika i talerz - zastygają, każde <br>na swojej wysokości. Talerz jeszcze na stole, choć <br>na samej krawędzi, Dominice udaje się zatrzymać w pokoju, <br>blisko drzwi.<br>- Dominiko... - pani Kamila urywa z westchnieniem. - Nie <br>mogę teraz z tobą rozmawiać. Wychodzę. Oczywiście, <br>że "do babki