woli przystał na to, aby koń wiódł nas według własnego uznania,<br>lecz żal mi było ojca, że zdarzyła mu się raz na całe życie taka<br>okazja, a czuje się nie jak woźnica, ale jak poddany konia. Chociaż z<br>pewnością przez całą drogę marzył o tym, aby popróbować jego ognistej<br>krwi, ukąsić batem choć raz tę lśniącą gęstą maść, zedrzeć lejcami tę<br>wyniosłość, zakląć na ten prym.<br> Chciałem mu jakoś pomóc, dręczyła mnie ta jego pokora względem<br>zwierzęcia, a może wobec własnego urzeczenia, któremu się tak lekko<br>poddał, i wyobraziłem sobie, że koń nagle rozjuszył się, jakby i jemu<br>nasza pokora obmierzła