osłodzili pigułkę, czy zupełnie machinalnie, uprzytomniłem sobie i jemu:<br>- Jego eminencja pojutrze wyjeżdża!<br>Ujrzałem wtedy, że ramiona księdza lekko drgnęły. Wzruszył nimi powoli i prawie niedostrzegalnie. Potem sięgnął ręką po dzwonek, nieduży, strzelisty. Ujął za sam koniec rączki, tak jak swoje pióro zabierając się do pisania, i - zadzwonił. W drzwiach ukazał się służący.<br>- Proszę odprowadzić pana do windy. Pan zgłosi się do nas po odpowiedź o piątej.<br>Potem dopiero do mnie: - O piątej.<br>Skinął głową. Ja - jemu. Za drzwiami, skręcając ku windzie, ujrzałem go jeszcze raz przez moment. Nie poruszał się, Ręce złożył, palcami palców dotykając delikatnie. Oczami bez wyrazu spoglądał