Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
tam pieniądze, paszport, kluczyki, binokle...

W chwili kiedy wszyscy byli już gotowi i mieliśmy wyruszyć na stację, nagle z kuchni doleciał podniesiony głos Tekli, czyjś płacz i jak gdyby odgłos szamotania, po czym do pokoju wdarła się mała kobieta z dużym brzuchem, w chustce na głowie, ciągnąc za sobą troje umorusanych dzieci. Bez słowa padła przed ojcem na kolana. Wstrząsały nią spazmatyczne łkania. Dzieci płakały każde na swój sposób: najmłodsze rozmazywało piąstkami po twarzy łzy pomieszane ze smarkami. Ojciec podszedł do kobiety i podniósł ją z kolan.

- Panie naczelniku... Panie naczelniku... - lamentowała kobieta.

- O co chodzi? - spytał ojciec.

- Niech pan przebaczy
tam pieniądze, paszport, kluczyki, binokle...<br><br>W chwili kiedy wszyscy byli już gotowi i mieliśmy wyruszyć na stację, nagle z kuchni doleciał podniesiony głos Tekli, czyjś płacz i jak gdyby odgłos szamotania, po czym do pokoju wdarła się mała kobieta z dużym brzuchem, w chustce na głowie, ciągnąc za sobą troje umorusanych dzieci. Bez słowa padła przed ojcem na kolana. Wstrząsały nią spazmatyczne łkania. Dzieci płakały każde na swój sposób: najmłodsze rozmazywało piąstkami po twarzy łzy pomieszane ze smarkami. Ojciec podszedł do kobiety i podniósł ją z kolan.<br><br>- Panie naczelniku... Panie naczelniku... - lamentowała kobieta.<br><br>- O co chodzi? - spytał ojciec.<br><br>- Niech pan przebaczy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego