jednak przyzwoity gość. Co zabrał, to zabrał, ale proch zostawił. Weźmiesz szczyptę, wiedźminie?<br>- Nie. Wolałbym, żebyś i ty nie brała.<br>- Dlaczego?<br>- Bo nie. <br>- Cahir?<br>- Nie używam <orig>fisstechu</>.<br>- Ale mi się świętoszkowie trafili - pokręciła głową. - Zaraz mi pewnie zaczniecie morały prawić, że niby od prochów oślepnę, ogłuchnę i wyłysieję? Że urodzę upośledzone dziecko?<br>- Zostaw to, Angouleme. I dokończ opowiadania. <br>Dziewczyna kichnęła potężnie.<br>- Dobra, jak chcesz. Na czym to ja... Aha. Wybuchła wojna, wiesz, z Nilfgaardem, krewni stracili cały majątek, musieli porzucić dom. Mieli troje własnych dzieci, a ja stałam się dla nich ciężarem, więc oddali mnie do przytułku. Prowadzonego przez kapłanów przy