nie mamy niczego, co mogłoby zachęcić złodziei, nie musimy się więc ich wystrzegać, i odważnie ruszamy w obce miasto, które dziwi nas na każdym kroku: znów - po blisko dwóch latach - jesteśmy w stolicy, wprawdzie nie Polski czy Rosji, ale Uzbekistanu, jak jego mieszkańcy z uporem nazywają swój kraj, unikając i uzbeckiej, i socjalistycznej, i sowieckiej republiki, o czym przekonaliśmy się nie raz, nie dwa razy w obruczewskim rajonie, gdzie przyszło nam mieszkać przez kilka miesięcy,<br>a tu na ulicach obok nielicznych samochodów i autobusów - arby zaprzężone w muły, Uzbecy na osiołkach, na placach przed meczetami stojące lub leżące wielbłądy pielgrzymów oraz