nadał, nagle po kilku tygodniach, gdy już dawno pogodziłem się z myślą, że spikera że mnie nie będzie, zadzwonił telefon z radia. Szef tzw. emisji, pan Henryk Conte, zaproponował mi ponowną próbę głosu w studiu na Zielnej, już bez konkursowej otoczki. Próba wypadła dobrze i zostałem zaangażowany na okres próbny w charakterze radiowego centaura: pół-konia (urzędnika), a pół-człowieka (spikera) z pensją, która mnie oszołomiła - trzystukilkudziesięciu złotych. Z laureatów konkursu ostał się już tylko zdobywca pierwszego miejsca, pan Karol Pieńkowski, biegły w kilku obcych językach, co wtedy bardzo się liczyło. Natychmiast też, czyli od maja, zacząłem codziennie zaczynać pracę na ulicy