nie byli rabusiami, lecz twarzą bałtyckiej rewolty. W tę sobotę, pół pokolenia od tamtych wydarzeń obserwowanych z daleka, wzywano mnie, bym dopomógł jej "drugiej zmianie". Twarze z "Żołnierza Wolności" stały mi w oczach, gdzieś pod warstwą lęku poczułem nieprawdopodobną satysfakcję, że "to" trafiło na mnie, że wezmę udział w tej walce. <br>Wieczorem jechałem do Hajnicza. Ubecka mandarynka, o dziwo, została na miejscu. Myślałem o robocie, która nas czeka, o roli, jakiej nikt nie zagrał w historii socjalizmu realnego na tej ogromnej połaci kuli ziemskiej, a myśmy mieli to zrobić. Sądziłem wtedy, że będąc całą sympatią po robotniczej stronie, staniemy się jednak