do Lucyny Kotarbińskiej i dodaje: "Jednak, Lucyś, ja samej sobie wydaję się cieniem dawnej mnie [...] gdy zjawia się niekiedy jakieś widmo [...] uciekam od niego". Od widma można uciec, ale trudno pozbyć się pragnień, aby rzeczywisty pan Franciszek pojawiał się jak najczęściej w dworku. - Co się ze mną dzieje?... Czy jestem wariatką?... - powtarza - przecież jeszcze niedawno za życia Stanisława, gdy ten sam Godlewski pojawiał się bez mała codziennie, było obojętne, kiedy znów przyjdzie. Pamięta, że nawet kiedyś obruszyła się na niego, spochmurniała, "ściemniała na twarzy", gdy podczas jakiejś dysputy literackiej zabrał głos pan Stanisław, niezbyt zresztą sensownie, a porucznik z kpiarskim uśmieszkiem