korytarzach. Wszystko dlatego, że ekspertyzy biegłych nie wytrzymały próby przed sądem.<br>Kilkanaście ostatnich rozpraw w procesie głównego oskarżonego byłego prezesa &lt;name type="org"&gt;PZU Życie&lt;/&gt; miało dramatyczny przebieg. Przed sądem zeznawali biegli - autorzy ekspertyz na podstawie których &lt;name type="org"&gt;Prokuratura Apelacyjna&lt;/&gt; w &lt;name type="place"&gt;Warszawie&lt;/&gt; oskarżyła &lt;name type="person"&gt;Grzegorza Wieczerzaka&lt;/&gt; o spowodowanie w spółce &lt;name type="org"&gt;PZU Życie&lt;/&gt; strat o łącznej wartości około 173,5 miliona złotych. Wraz z nim na ławie oskarżonych zasiadło dziewięć innych osób.<br>Najpierw sąd przesłuchiwał biegłego &lt;name type="person"&gt;Tomasza Krystofiaka&lt;/&gt;, doradcę inwestycyjnego, który sporządził ekspertyzę dotyczącą strat, jakie &lt;name type="org"&gt;PZU Życie&lt;/&gt; miało ponieść na handlu akcjami &lt;name type="org"&gt;Narodowych Funduszy Inwestycyjnych&lt;/&gt;. Już na pierwszej rozprawie biegły wyznał, że ekspertyzę pisał z policjantem