maleje. Padają, gdzie kto stał przed chwilą, walą się na podłogę, na kanapy, na łóżka, moszczą po dwóch na stołach, kilku usłało sobie legowisko w jadalni. Kowalskie z dwoma czy trzema żołnierzami zniknęły u siebie. Surmowie i Marta z Irenką przenieśli się na piętro do czerwonego pokoju, zamknęli drzwi na wątły haczyk. Obok, przez ścianę ulokował się pułkownik z żoną. Po jakimś czasie wróciła do dworu pani Ina. Zapukała do Surmów, prosząc o przyjęcie. Upewniwszy się, że jest sama, uchylili drzwi. Nie minęło więcej niż kwadrans, gdy zapukała do nich żona pułkownika. Mundur przepasała fartuchem w czerwone kwiatki, w dłoniach trzymała