Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
łóżka. Przytulony do ramienia ojca szybko zapadłem w sen. Obudziły mnie dopiera głosy cerkiewnych dzwonów, które wzmagaly się z minuty na minutę.

Wyszorowany przez Darię, przyczesałem nieposłuszne włosy, jak tylko umiałem najlepiej, i niecierpliwie czekałem na ojca. Zjedliśmy śniadanie i szybko wyruszyliśmy z domu, gdyż profesor Minejko wyznaczył nam wizytę wczesnym rankiem.

Ulica wyglądała odświętnie. Ludzie szli środkiem ulic, niektórzy mężczyźni byli bez czapek - jak przed cerkwią podczas nabożeństwa. Natłuszczone włosy błyszczały w promieniach słońca. Kobiety o czerwonych policzkach nawoływały dzieci, przytupywały w miejscu dla rozgrzewki, kuliły się z zimna pod murami...

Z oddali dobiegały pienia; ulicę przecięła ni to procesja
łóżka. Przytulony do ramienia ojca szybko zapadłem w sen. Obudziły mnie dopiera głosy cerkiewnych dzwonów, które wzmagaly się z minuty na minutę.<br><br>Wyszorowany przez Darię, przyczesałem nieposłuszne włosy, jak tylko umiałem najlepiej, i niecierpliwie czekałem na ojca. Zjedliśmy śniadanie i szybko wyruszyliśmy z domu, gdyż profesor Minejko wyznaczył nam wizytę wczesnym rankiem.<br><br>Ulica wyglądała odświętnie. Ludzie szli środkiem ulic, niektórzy mężczyźni byli bez czapek - jak przed cerkwią podczas nabożeństwa. Natłuszczone włosy błyszczały w promieniach słońca. Kobiety o czerwonych policzkach nawoływały dzieci, przytupywały w miejscu dla rozgrzewki, kuliły się z zimna pod murami...<br><br>Z oddali dobiegały pienia; ulicę przecięła ni to procesja
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego