się, niestety, zbudził ze snu.<br>A gdy zatoczył wzrokiem w koło,<br>zobaczył nędzę swą doczesną<br>i perspektywę niewesołą.<br>Gdzie okiem sięgnąć smród i gnicie.<br>Na stole brudnych stos talerzy,<br>butelek pustych tłum po życie<br>w mazi rozlanych sosów leży,<br>las petów sterczy w majonezie,<br>ogórek gnije na półmisku,<br>po resztkach wędlin pająk lezie<br>- i ta straszliwa suchość w pysku!<br>Już pusty paw do gardła zmierza,<br>a we łbie łomot nieustanny.<br>Ach, żeby chociaż kąpiel świeża!<br>Lecz narzygali i do wanny.<br>Wściekłości go ogarnia chmura -<br>to znów ta Stefka, wredna rura!<br>Już on ją... Wtem go smaga biczem<br>ohydna myśl, że jest