sieni, chichocząc stawały przed stolikiem, podawały zawstydzone prawie niedosłyszalnie swoje nazwiska, imiona. Mało które przyniosło metrykę, nie wiedziały, ile mają lat. Spisywało się na arkuszu kancelaryjnym "na oko". Hania zwolniła je, zlecając stawić się na zajęcia następnego dnia o jedenastej. Kiedy dzieciarnia rozbiegła się, przyszedł czas na młodzież. Było jej więcej niż małych. Dziewczyny prawie dorosłe, z ukosa spoglądały na chłopców, ci kuksali je, szczypali ukradkiem, ciągali za chustki. Także nie znali daty własnego urodzenia, prawie żadne nie miało dokumentów. Kiedy wydawało się, że jako tako wszyscy są zaszeregowani, a godziny nauki ustalone, zakłębiło się w izbie. Wtłoczyły się do niej