W grozie żył Tuwim, milknął, grał palcami, <br>Na jego twarzy hektyczne wypieki. <br>I, rzec by można, wojewodów łudził, <br>Jak później łudził dobrych komunistów. <br>270<br>Krztusił się. W krzyku drugi był zawarty, <br>Zamaskowany: że społeczność ludzka <br>Sama już w sobie jest dziwem nad dziwy. <br>Że my chodzimy, jemy i mówimy, <br>A wiekuista światłość już nam świeci. <br><br>275<br>Jak ci, co w hożej, uśmiechniętej pannie <br>Widzieli szkielet z pierścieniem na kości, <br>Był Julian Tuwim. Żądał poematów. <br>Ale myśl jego jest konwencjonalna <br>I tak użyta jak rym i asonans. <br>280<br>Przykrył nią wizje, których się zawstydził. <br><br>Ktokolwiek białą ręką w tym stuleciu <br>Prowadzi rządki