nastąpi taniec.<br>Podjedzą sobie setnie i podpiją dobrze.<br>I pasterz z gobelinu też huknie na kobzie.<br>A potem wieczór przyjdzie. I znikną w altanie.<br><br>Bo lepsza od mych skrzypiec, gdym grywał<br>w Weimarze,<br>niźli perły, o których dla mej żony marzę,<br><br>niż sonaty mych synów, niż wszystkie marzenia,<br>taka chwila wielkiego, wielkiego wytchnienia,<br><br>właśnie teraz, gdy widzę przez altany szparę<br>rzecz niezwykłą, zawrotną, szaloną nadmiarem:<br>WIOSENNE GWIAŹDZISTE NIEBO.<br><br>1950</><br><br><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>WARSZAWA</><br><br>Choćbyś morzem żeglował,<br>choćbyś lądem wędrował,<br>nie wiem jaką krainą<br>ciekawą -<br><br>ona wezwie cię dłońmi,<br>sen ją w nocy przypomni<br>i jak dziecko zawołasz:<br>Warszawo!<br><br>A niech zerknie, mój bracie,<br>księżyc