Różniła go od nich miłość, jaką miał dla umęczonych strachem i bólem istnień ludzkich, niepohamowane, gorączkowe pragnienie, aby ulżyć cierpieniu. Był inny - i gdy tak stałam niepewnie jeszcze w progu jego gabinetu, z ręką spoconą i drżącą na klamce drzwi, patrząc na jego uśmiech, poczułam, jak nerwowe napięcie ustępuje z wolna z mojego ciała. Pozwoliłam mu się zbadać, a kiedy usiadł naprzeciw mnie i zapytał - co ci jest, dziecko? - ukryłam twarz na jego piersi i rozpłakałam się serdecznie. Niewyraźnie, poprzez łzy, opowiedziałam mu to wszystko, co mi było wiadome o chorobie i śmierci. Poczekał, aż moje łkania ucichną zupełnie, otarł mi