Cienie przemykające się po na wpół wykarczowanej alei, niknące za podwórzem. Pośrodku drogi porzucona żniwiarka. Konie drobią w miejscu, Surma z lejcami, grabie maszyny wdrapują się w mrok. I tłumaczenia człowieka siedzącego jeszcze na traktorze. Głos obcy. To nikt stąd. Marta chwyta wzniesioną do ciosu rękę.<br> - Panie kierowniku, tak nie wolno!<br> Surma dyszy, rozkaszlał się.<br> - Tatusiu, nie trzeba, zostaw, co cię to właściwie... - I jeszcze Surmowa, od siebie: "A nie mówiłam?"<br> - Nie dam. Nie pozwolę. Odpowiadam. Ani traktora, ani żniwiarki, siewnika, nic nie dam.<br> Skądś wychynął Mielczarek. Z opaską, u boku karabin. Kroczy, jakby namyśla się, czy warto wejść do akcji