na wyjazd Marysi. Minął termin rozpoczęcia zdjęć, a biuro paszportowe ciągle mówiło: nie. Edwarda nie było w kraju, pracował wtedy w Niemczech. Nie mogłam wyjechać bez dziecka.<br>Wreszcie się zgodzili, po francuskich interwencjach na wysokim szczeblu.<br>O czwartej po południu zawiadomiono mnie, że paszport Marysi jest do odebrania, a o wpół do piątej siedziałam w samochodzie i jechałam do Paryża. Z dzieckiem, z psem, z bagażnikiem wypełnionym rzeczami, które wrzuciłam luzem jak popadło. Dom zostawiłam pod opieką Honoraty i kota.<br>Zaraz za Warszawą zaczęły mnie zatrzymywać patrole wojskowe. Pytali, dokąd jadę, odpowiadałam, że do Paryża. Wtedy oni wybuchali śmiechem, ja pokazywałam