gwardia odgrodzili go od świata szczelnym murem wymogów bezpieczeństwa i protokołu, kwatera Omara niczym nie różniła się od sztabów innych afgańskich komendantów i chanów. Nigdy nie udało mi się pojąć, kim byli ludzie odwiedzający Ahmada Szaha Massuda, hadżiego Abdula Kadira czy Ghari Babę z Ghazni. Po co przychodzili, kto ich wpuszczał i wedle jakiego porządku? Na jakich prawach uczestniczyli we wspólnych wieczerzach, naradach, debatach? Przepływali senną falą przez wiecznie otwarte drzwi, witali się z gospodarzem uściskiem dłoni lub pocałunkiem, a czasem bez słowa rozsiadali się pod ścianami na rozrzuconych na podłodze dywanach, materacach i poduszkach. Przysłuchiwali się, o czym rozmawiano, czasami