okazywał się bezradny i wzruszał ramionami,<br>a ja myślałem o srebrnym jednorożcu, o skrzydlatym koniu i smokopodobnym gryfie...<br>i z wolna zbliżał się wieczór, a choć do zmroku jeszcze daleko, opuściliśmy ogród zoologiczny i znów wsiedliśmy do przepełnionego tramwaju, obwieszonego wprost pasażerami, i mijaliśmy przedmieścia, i most na Nilu, i wróciliśmy do naszej kwatery w Domu Żołnierza, gdzie czekano na nas z kolacją, postną jak zwykle w piątki: biały chleb, masło, ser, pomarańczowe powidełka, miód i ciepłe mleko...<br>a potem wspólna kąpiel pod natryskami...<br>i nagle podłoga pod naszymi stopami zaczęła się z wolna przechylać raz w jedną, raz w drugą