go pochwycić, zatrzymać jego nieustanną pracę, choć ciągle odczuwałem dysonans całej sytuacji. Jeszcze nie do końca sobie ufałem, nie wierzyłem, że coś przyjemnego może być naprawdę przyjemne i dobre, pojawieniu się czegoś dobrego towarzyszyła myśl, że za przyjemności prędzej czy później trzeba płacić, nie przychodzą tak sobie, bez celu, ale wróżą jeszcze większą utratę i jeszcze większy upadek.<br>Kiedy Miłka postawiła na stole półmisek, już czułem strach spowodowany zmianą wystroju, wprowadzeniem jakiegoś ożywienia, tym, że czereśnie były tak podobne do jej ust i tak niepodobne do moich.<br>Byłem jeszcze bierny, jeszcze się poddawałem jej opiekuńczości z rozbiegu, z przyzwyczajenia, myślałem, że