absolutnie nie jest w stanie zrozumieć, bo przerasta to jego zdolność pojmowania świata, rzucił się do panicznej ucieczki. Z przerażenia pomylił kierunki i zamiast udać się po pomoc do sanitariusza, który przywiózł mu tego pechowego Alojza, wpadł do przyszpitalnej kuchni. Tam z pianą na ustach, odtańczył jakiś zwariowany indiański taniec, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy. Szef kuchni w przekonaniu, że pan Waldek znajduje się w typowym delirium tremens, nie szczędząc mu wyzwisk, kazał się wynosić. Całkiem niepotrzebnie, bo łapiduch zorientowawszy się w pomyłce, wypadł na podwórko, krzycząc na całe gardło: <q>Alojz! Alojz!</><br>W takim stanie zastał go sanitariusz, który właśnie wsiadał do