że horyzonty pana Pociejaka nie są bynajmniej tak gładkie, że niejakie drobiazgowe szczególiki uwierają go i dręczą. Otóż gdy raz wieczorem leżeliśmy już w łóżkach, pan Pociejak zawył nagle głucho, zerwał się i krzyknął z rozpaczą:<br>- Nie, nie, ja już dłużej nie mogę, ja już dłużej nie mogę, och, ach, wściec się można, ja się właśnie wścieknę albo zwariuję!<br>Przestraszyliśmy się wszyscy.<br>- Co się takiego stało?<br>Pan Pociejak załamał się fizycznie, usiadł z tępą rezygnacją na łóżku i począł mówić płaczliwym tonem:<br>- To właśnie wszystko na tym polega, że ja mogę znieść różne rzeczy, których inni nie mogą. Tak zawsze ze