w miarę jak kroczył dalej, owej charakterystycznej, spękanej glazury było coraz więcej, nareszcie zobaczył ogromne głazy całe w zastygłych bąblach - bo ich powierzchnia gotowała się pod ciosami termicznych udarów. Właściwie nie miał tu już co robić, a jednak szedł wciąż naprzód; wskaźnik na przegubie wydawał teraz lekki tykot, coraz szybszy, wskazówka skakała po skali jak szalona, tańcząc na podziałkach. Zobaczył wreszcie z oddali resztki skalnej bramy, zwalone <page nr=190> na zaklęsły kocioł, podobny do jeziorka wody, które zastygło w niesamowity sposób podczas potężnego rozbryzgu; osada skał zmieniła się w grubą skorupę lawy, a niegdyś czarne futra metalowych zarośli były spopielałymi łachmanami; w głębi