gospodin Krylenko, Małorus szafirowooki. Róża stała opodal. Ręka ze smyczkiem w dłoni spływała bezwładnie między fałdami czarnej sukni - bezwstydnie blisko od apoplektycznego torsu Krylenki. Róża cała jaśniała swoim niedobrym pięknem. Ach, to wtedy Adam popełnił owo szaleństwo, podniósł w górę laskę, zachrypiał: - Won, won, poszoł won - i ramieniem, skaczącym konwulsyjnie, wskazywał drzwi prezesowi sądu. I to wtedy także Róża po raz pierwszy w małżeństwie pozwoliła w pełnym świetle zobaczyć swoją twarz, skurczoną od namiętnych uczuć. <br>- Głupi, głupi! - krzyczała - po tysiąckroć głupi! Czego się boisz, czego się wściekasz? Nikogo nie pokocham nigdy - wszystko, świat cały za mną zatrzaśnięty na wieki!!! Nędzna ja