tej trójki, chodnik rwał się pod ich butami, momentalnie byli przy Huncie, mańkut przypadł doń, przycisnął jeszcze mocniej do ściany, tamtych dwoje przebiegło obok, w milczeniu dopadli drzwi apartamentu Bronsteina, kobieta prysnęła do środka jakimś sprayem, odczekali dwa uderzenia serca, nagle znów: eksplozja ruchu - najpierw mężczyzna kopnął pod klamkę i wskoczył, za nim kobieta, zniknęli Huntowi z oczu. W ogóle niewiele widział zza tarczy masywnego ciała <orig>jurdy</>, tylko płaskie cienie na chodniku. <br>- Okay - mruknął wreszcie leworęczny <orig>jurda</> i puścił Nicholasa. <br>- Czysto? <br>- Tak. <br>Od schodów szła ku nim <orig>fenoazjatka</> w szarym kostiumie z naturalnych tkanin, ze stanowiącą niemal symbol jej profesji teczką