i dudniąc na przemiany i dolegało chorej tak, jakby to ona sama ciążyła i zwisała, i roiła się w mrowiu tych kształtów. Aż na koniec spomiędzy kłębiącego się zamętu i rozruchu zaczęła mknąć ku niej niby maska o zakrzywionym nosie. Nadciągała coraz to większa, większa, a potem znowu sunęła chyżo wstecz, a gdy już była malutka niby orzech, pani Barbara usłyszała, jak ktoś zapytał:<br>- Co mówisz, dziecinko?<br>Zobaczyła nad sobą twarz Bogumiła i znów usłyszała, jak ktoś rzekł:<br>- Poznaje? - a ktoś drugi odszepnął: - Nie wiem. Uśmiecha się i coś mówi. Powtarza - maska, maska. Pragnęła ze zgorszeniem odrzec: "Nic podobnego", ale nie