upadli i - wciąż objęci - wtoczyli się do leja po bombie. To już chyba koniec, pomyślała Alicja. Zaraz oboje zginiemy. Nagle poczuła, że Abib zadziera jej zakrwawioną sukienkę. Brudni od pyłu, ogłuszeni hukiem bomb, zaczęli się kochać tak namiętnie, jak nigdy dotąd, świadomi, że lada chwila mogą umrzeć. Ziemia dygotała od wstrząsów, wszędzie wokół tryskały w górę fontanny piasku, kamieni, odłamków skalnych.<br>W pewnym momencie Alicja zdała sobie sprawę, że wybuchy ustały. Tumany żółtego pyłu opadały powoli, odsłaniając niebo. Czyste, bez ani jednej chmury, jak to zwykle w Egipcie. Nie było też na nim izraelskich bombowców; wykonały zadanie i odleciały.<br>Alicja poczuła