Ledwie odetchnęliśmy - zaczepia nas zaaferowana dziewczyna:<br>- Słuchajcie, coście robili tam tak długo, on zmarł o 4.00 nad ranem!<br>- Na litość boską, skąd wiesz, spałaś tę noc w schronisku, myśmy tam, do cholery, nie poszli dla fantazji moknąć w deszczu, nie dało się, rozumiesz! On nie żył, słyszysz, nie żył! - wstyd mi tego wybuchu.<br>A dziewczyna odchodząc mówi jeszcze:<br>- Nie unoś się, sam wiesz dobrze, że teoretycznie rzecz traktując on mógł żyć.<br>Nie muszę dodawać, z jakim niepokojem oczekiwaliśmy orzeczenia lekarskiego. Brzmiało ono: zginął na miejscu. Pamiętam, że odetchnąłem z ulgą. Jeśli tego słowa wypada tu użyć.<br>Nie zdołaliśmy jednak wyjaśnić