Typ tekstu: Książka
Autor: Jagiełło Michał
Tytuł: Wołanie w górach
Rok: 1999
Ledwie odetchnęliśmy - zaczepia nas zaaferowana dziewczyna:
- Słuchajcie, coście robili tam tak długo, on zmarł o 4.00 nad ranem!
- Na litość boską, skąd wiesz, spałaś tę noc w schronisku, myśmy tam, do cholery, nie poszli dla fantazji moknąć w deszczu, nie dało się, rozumiesz! On nie żył, słyszysz, nie żył! - wstyd mi tego wybuchu.
A dziewczyna odchodząc mówi jeszcze:
- Nie unoś się, sam wiesz dobrze, że teoretycznie rzecz traktując on mógł żyć.
Nie muszę dodawać, z jakim niepokojem oczekiwaliśmy orzeczenia lekarskiego. Brzmiało ono: zginął na miejscu. Pamiętam, że odetchnąłem z ulgą. Jeśli tego słowa wypada tu użyć.
Nie zdołaliśmy jednak wyjaśnić
Ledwie odetchnęliśmy - zaczepia nas zaaferowana dziewczyna:<br>- Słuchajcie, coście robili tam tak długo, on zmarł o 4.00 nad ranem!<br>- Na litość boską, skąd wiesz, spałaś tę noc w schronisku, myśmy tam, do cholery, nie poszli dla fantazji moknąć w deszczu, nie dało się, rozumiesz! On nie żył, słyszysz, nie żył! - wstyd mi tego wybuchu.<br>A dziewczyna odchodząc mówi jeszcze:<br>- Nie unoś się, sam wiesz dobrze, że teoretycznie rzecz traktując on mógł żyć.<br>Nie muszę dodawać, z jakim niepokojem oczekiwaliśmy orzeczenia lekarskiego. Brzmiało ono: zginął na miejscu. Pamiętam, że odetchnąłem z ulgą. Jeśli tego słowa wypada tu użyć.<br>Nie zdołaliśmy jednak wyjaśnić
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego