na sobie przenikliwy wzrok ojca, słyszałem prawie, jak bardzo<br>pragnął, abym się pogodził, jak mnie tym swoim pragnieniem obłaskawiał,<br>zagadywał, prosił, i mimo że zdawałem sobie sprawę z niedorzeczności<br>mojego sprzeciwu, broniłem się jeszcze, może nawet nie tyle przed<br>ojcem, co przed samym zaskoczeniem, bo nie lubiłem być zaskakiwany,<br>nawet wtedy, gdy miało to na celu sprawienie mi większej przyjemności,<br>odczuwałem je jako przemoc, jako podpatrzenie, rozpoznanie mojej<br>słabości, a nawet wtargnięcie poza granice samopoczucia, gdzie się na<br>ogół człowiek siebie już nie spodziewa, lecz gdzie każdy jest już<br>domysłem, czyimś osądem, wyobrażeniem czyimś, a więc mimo woli sobą.<br> - Skąd ten koń