Typ tekstu: Książka
Autor: Mariusz Sieniewicz
Tytuł: Czwarte niebo
Rok: 2003
wody umykały żłobieniami rozpękniętej ziemi, grube nici deszczu tworzyły wiszące w powietrzu perliste makaty. Drzewa falowały niezliczonymi girlandami liści. Za żywopłotem kościół rzucał ogromny cień i jaśniał w mroku, jakby miał dość franciszkańskiego habitu.
Skrzypnęła furtka - nieznajomy znalazł się w środku.
Zygmunt był już tak blisko, na wyciągnięcie ręki, gdy wtem uderzył w coś twardego. Tępy ból przeszył ramię - a przecież bólu miało nie być. Drzeźniak musiał zwolnić.
Nieznajomy pobiegł slalomem między krzewami i dotarł do najdalszej ławki.
Teraz światło zaczęło migotać. Zapalało się i gasło, rozrastało się i nagle, ni stąd, ni zowąd, kurczyło.
Tamten stanął, widać było, że czeka
wody umykały żłobieniami rozpękniętej ziemi, grube nici deszczu tworzyły wiszące w powietrzu perliste makaty. Drzewa falowały niezliczonymi girlandami liści. Za żywopłotem kościół rzucał ogromny cień i jaśniał w mroku, jakby miał dość franciszkańskiego habitu.<br>Skrzypnęła furtka - nieznajomy znalazł się w środku.<br>Zygmunt był już tak blisko, na wyciągnięcie ręki, gdy wtem uderzył w coś twardego. Tępy ból przeszył ramię - a przecież bólu miało nie być. Drzeźniak musiał zwolnić.<br>Nieznajomy pobiegł slalomem między krzewami i dotarł do najdalszej ławki.<br>Teraz światło zaczęło migotać. Zapalało się i gasło, rozrastało się i nagle, ni stąd, ni zowąd, kurczyło.<br>Tamten stanął, widać było, że czeka
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego