wgryzło się w soczystość ziemi, wyssało z niej czerwień, złoto i siny zachód nieba. My tu wszyscy mamy dobre głosy, nawet, wyobraź sobie, stworzyliśmy chór. Śpiewamy madrygały, aby dom nasz pęczniał dźwięcznością wdzięcznych ludzkich serc. Tak pozbywamy się duchów i sił nieczystych.<br>- I trupów.<br>Głos fletu, dotychczas odległy, tylko chwilami wybijający się ponad szum morza, był teraz blisko, może ukryty za kotarą, może na kominku, może pod łóżkiem. Jęk i gwizd w półtonach świdrował nam uszy, to znów uspokajał trelami słowika. Melodia rwała się. Przenikała noc jak błyskawica. Parne podszycie pachniało wilgocią. Spadł ulewny deszcz.<br><br>CODA:<br>Pewnego razu żył sobie król. Był