pisarzowa, ona już nie nasza, ona miastowa, myślę, jaka gimnastyka albo co. Ale jak córka policzyła, że siedemnaście razy, to mnie coś tknęło, nie można tak człowieka na zgubę zostawić. Wyleciałam, ledwie chuścinę złapałam. Łapię panią pisarzową i się pytam, a może czego jej trzeba? Grzecznie się pytam, ja swoje wychowanie mam. Bo teraz z ludźmi to różnie. A pani pisarzowa patrzy na mnie jak na ścianę, ani słóweczka, trochę się zlękłam, ale pytam dalej, czy ona chora? Czy kogoś przywołać? Ale gdzie tam, grób, milczy. Teraz straszne czasy, ludzie fiksują na potęgę, kupa nieszczęścia, tyle śmierci dookoła. Słyszał pan nowinę