Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
skrobie od spodu, świdruje, dosyć, bo sfiksuję - pora wrócić do normalności, do Elegii duinejskich, ba, gdyby miał tyle determinacji. Po tym, co przeżył, sam w siebie zwątpił, może trzeba jeszcze odczekać.
- Dobry panie, poratuj biednego - usłyszał nieśmiały głos. Jassmont wzdrygnął się, znowu dał się zaskoczyć. Oto żebrak, pokurczony, zarośnięty i wychudzony, istny łazarz, ciemnobure strąki włosów spływały po smagłych jak u Cygana policzkach. Czerniały oczy. W kapocie z czarnym kołnierzem. Wystawił suchą jak z rosochatego drewna i brudną dłoń tuż pod nos Jassmonta.
- Zaraz, moment, człowieku, poczekaj - Jassmont uderzył się po kieszeniach. Niestety, na cóż się zdał ten przedwojenny gest, przecież
skrobie od spodu, świdruje, dosyć, bo sfiksuję - pora wrócić do normalności, do Elegii duinejskich, ba, gdyby miał tyle determinacji. Po tym, co przeżył, sam w siebie zwątpił, może trzeba jeszcze odczekać.<br>- Dobry panie, poratuj biednego - usłyszał nieśmiały głos. Jassmont wzdrygnął się, znowu dał się zaskoczyć. Oto żebrak, pokurczony, zarośnięty i wychudzony, istny łazarz, ciemnobure strąki włosów spływały po smagłych jak u Cygana policzkach. Czerniały oczy. W kapocie z czarnym kołnierzem. Wystawił suchą jak z rosochatego drewna i brudną dłoń tuż pod nos Jassmonta.<br>- Zaraz, moment, człowieku, poczekaj - Jassmont uderzył się po kieszeniach. Niestety, na cóż się zdał ten przedwojenny gest, przecież
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego