Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
i sypała do szaf naftalinę. Córka ogrodnika prała; w kuchni gotował się kocioł z bielizną i unosiły się kłęby pary.

Panna Kazimiera wykonywała sprzeczne zarządzenia matki, ciągle coś pruła, cerowała i przyszywała, otwierała i zamykała szuflady, szukała binokli, układała i liczyła chustki do nosa, staniczki, pończochy...

Po południu siły domowników wyczerpywały się. Matka kładła się z kompresem na głowie, Gawriła siedział na ganku i czekał na lepszy humor Tekli, Krysia uciekała z Sieriożą do Warżańskich albo do Stiebłowów, ja zaś, pozostawiony samemu sabie, korzystałem z rzadko nadarzających się chwil swobody.

Nasz dom zwrócony był fasadą w stronę torów kolejowyćh. Z prawej strony
i sypała do szaf naftalinę. Córka ogrodnika prała; w kuchni gotował się kocioł z bielizną i unosiły się kłęby pary.<br><br>Panna Kazimiera wykonywała sprzeczne zarządzenia matki, ciągle coś pruła, cerowała i przyszywała, otwierała i zamykała szuflady, szukała binokli, układała i liczyła chustki do nosa, staniczki, pończochy...<br><br>Po południu siły domowników wyczerpywały się. Matka kładła się z kompresem na głowie, Gawriła siedział na ganku i czekał na lepszy humor Tekli, Krysia uciekała z Sieriożą do Warżańskich albo do Stiebłowów, ja zaś, pozostawiony samemu sabie, korzystałem z rzadko nadarzających się chwil swobody.<br><br>Nasz dom zwrócony był fasadą w stronę torów kolejowyćh. Z prawej strony
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego