agonu, do jakiego - odkąd istnieje człowiek - stawały jego psyche i soma, jego duch i ciało, jego duchowość i cielesność. <br>Tylko w epoce klasycznej obie te strony człowieka osiągały doskonałą równowagę, trwały w idealnej harmonii. W późniejszych epokach górę brała to jedna z nich, to znowu druga. I jeśli się obecnie wydaje, że cielesność człowieka współczesnego na wierzch wylazła, całą jego duchowość tłamsząc i poniżając, nie oznacza to zaraz ostatecznego upadku ducha. Wystarczy bowiem, że pośród licznej rzeszy eufońskich telewidzów znajdzie się kilku sprawiedliwych słuchaczy, którzy miast telewizora nastawią radio relacjonujące zmagania wieloboisty Bacha, długodystansowca Wagnera, czy sprintera Mozarta, a będzie można