ciężkie żeliwne drzwi. Nie zdążyłem nic powiedzieć, zająknąć się czy przestraszyć, kiedy zgasło światło i buchnął ogień. Nagle zrobiło się gorąco. Każda z rur miała setki maleńkich otworów, z których wystawały języki płomyków. <br>Czułem się tak, jakbym uczestniczył w jakiejś pogańskiej mszy: wokół mnie płonęły setki, tysiące świec, syk gazu, wydobywającego się z rur, przypominał niski, chóralny śpiew w nieznanym języku, za chwilę z ciemności czy wprost ze ściany ognia wyłoni się pół zwierz, pół człowiek, który pochwyciwszy mnie, zawlecze na stół ofiarny.<br>Traciłem oddech, dusiłem się, uderzałem piąstkami w głuche żeliwne drzwi, przekonany, że zostanę tu już na zawsze, błagałem, żeby