głośno chwalił sobie rozkosze wiejskiego żywota, znakomicie osładzające trud służbowych obowiązków. Toteż z żalem, zupełnie szczerym, żegnał się po trzech tygodniach z gospodarzem.<br>Wymianie zwykłych w takiej chwili uprzejmości towarzyszyły subtelne napomknienia przemycane mimochodem, a tyczące się "tej tam, panie dobrodzieju, <hi rend="spaced">sprawy</>..." - jak wyrażał się komisarz czyniąc przy tym odpowiednio wymowne gesty oraz wiadome mrugania lewym okiem.<br>Wreszcie z wesołym turkotem bryczka pana Słotwińskiego potoczyła się przez wieś drogą wiodącą ku Kaliszowi: od chałup, z podwórek i zagród, biegły za nią oczy ludzkie, zatroskane i niepewne... Jaki taki zbiegał ku drodze, przystawał i długim, wytężonym patrzeniem odprowadzał tuman kurzu wlokący się